Assassin’s Creed Odyssey – czy to już prawdziwe RPG?
Przy okazji zeszłorocznego Assassin’s Creed Origins pisaliśmy o widocznych wpływach na to wydawnictwo popularnych gier RPG, na czele z Wiedźminem 3. W kolejnej części Assassin’s Creed widać jeszcze głębsze pójście w stronę nurtu RPG z otwartym światem. Ale czy to ciągle gra akcji z elementami RPG czy już pełnokrwiste action-RPG?
Na pierwszy rzut oka Odyssey wygląda jak grecka nakładka na Origins, a nie niezależna nowa gra. To jednak tylko pozory. Tytuł oparty jest co prawda na nowościach wprowadzonych w Origins, ale Francuzi dodali też kolejne usprawnienia, które wpływają na RPGowy charakter produkcji.
Wcielamy się tu w Alexiosa lub Kassandrę. Mamy wybór co do płci bohatera, ale to i tak tylko kosmetyczny zabieg. Bo tak naprawdę wcielamy się w sterującą jednym z nich w animusie współczesną bohaterkę, znaną też z poprzedniego Origins.
Chociaż wątek osadzony w naszych czasach nie jest przesadnie ważny (wydaje się nawet zbędny), to idąc z bagażem dorobku całej serii ciągle nie zdecydowano się go usunąć. Znów mówimy o docieraniu we wspomnienia dawno zmarłych przez zaszycie ich w DNA, walce zakonu assassynów z templariuszami, itp. Ale w czasach starożytnej Grecji, gdzie przenosi nas akcja gry nie ma tych dwóch frakcji, chociaż jakiś zalążek prototemplariuszy, podobnie jak w Origins, występuje.
Trafiamy w wir wydarzeń podczas historycznej wojny pelponeskiej (konflikt pomiędzy Atenami i Spartą). Nasz bohater jest najemnikiem (potomkiem króla Leonidasa, dobrze znanego chociażby przez rozpropagowanie go komiksem i filmem „300”), którego los nie jest jednoznaczny.
W końcu możemy bardziej kształtować swoją historię i wpływać na to jaką postacią sterujemy. Mamy system dialogów i wybory, rozmowy są ważne. Nie aż tak spektakularne, nieraz z natychmiastowymi konsekwencjami, a czasem po wielu godzinach rozgrywki, ale zawsze to lepsze niż dotychczasowe przeklikiwanie się przez dialogi bez większego wpływu na całą grę.
Czasem można zrezygnować z zapłaty i otrzymać wdzięczność w innej postaci (pomoc albo jakiś przedmiot), albo w wielu miejscach kraść, co nie zostaje neutralne dla dalszej rozgrywki. Poza tym działać na korzyść albo Sparty albo Aten. Mamy nawet wiele opcji zakończenia. Ktoś tu bardzo chciał być pogromcą Wiedźmina 3. Tak dobrze nie jest, ale to kolejny krok na drodze ewolucji w dobrą stronę.
Więcej walki mniej skradania
Już Origins było mocno nakierowane na walkę, ale teraz jest jej jeszcze więcej, za to mniej skradania. W dalszym ciągu dobrze jest eliminować wrogów metodami skrytobójczymi, ale pewne mechaniki wyeliminowano lub zmniejszono ich wagę. Co ciekawe, nie ma już także znanej z poprzedniczki tarczy, więc parujemy ciosy wyłącznie trzymaną bronią lub robimy uniki.
Oddano do dyspozycji graczy trochę ciekawych aktywnych zdolności ofensywnych. Np. szarża przełamująca blok i zadająca duże obrażenia, albo nieodłącznie kojarzący się z „300” potężny kopniak, idealnie spisujący się nieopodal urwisk lub krawędzi budowli.
Chyba dobrym zabiegiem jest też eliminacja wachlarza różnych łuków w zależności od konkretnych typów technik strzeleckich, co nie znaczy, że cały wachlarz broni i zbroi gotowych do kupienia, znalezienia czy ulepszenia jest ubogi. Teraz mamy kilka rodzajów strzał i zdolności bohatera, a nie plejadę uzbrojenia strzeleckiego. Walka wygląda podobnie do tej z Origins, więc to RPG akcji inspirowany Wiedźminem czy nawet Dark Souls (choć nie tak trudny) i widać, że definitywnie zrezygnowano z mechanik starszych odsłon serii.
Dwie nowości wyglądają niezwykle obiecująco. To bitwy, po których sytuacja w regionie ulega zmianie. Możemy wspomóc Spartę lub Ateny i robimy to raczej ze względu na nagrody oferowane przez daną frakcję, a nie kwestie związane z fabułą czy odgrywaniem naszego bohatera. We wspominanych dużych potyczkach nie ma już szans na skradanie i trzeba wykazać się umiejętnościami walki w bezpośrednim boju.
Jeśli pamiętacie Black Flag, to bitwy morskie były ważnym elementem tamtej odsłony Assassin’s Creed. W Odyssey statki wracają do łask, ale to opcjonalne zadania i jeśli nie lubujemy się w bitwach na wodzie, to wystarczające będzie jedynie traktowanie statku jako środka transportu do nowo odkrytych lądów (później można będzie korzystać z szybkiej podróży). Ulepszamy swój statek, werbujemy załogę i przybocznych dających nam różne profity, polujemy na inne jednostki. Z racji epoki nie mamy muszkietów i kul armatnich tylko abordaże, łuki, miotane włócznie i taranowania.
Ogromny świat
Jeśli już Origins was przytłaczało, to co dopiero Odyssey! Mapa jest jeszcze większa, naszpikowana osiedlami ludzkimi, obozowiskami rozbójników i żołnierzy, fortami, grobowcami, legowiskami zwierząt i tak dalej. Pytajników na mapie jest co niemiara i naprawdę ciężko wymaksować grę na 100%. Tym bardziej, że nie wszystkie interesujące miejsca pokazują się od razu z odblokowaniem regionu i punktów obserwacyjnych. Czasem trzeba nieco eksploracji, aby pojawił się nowy znacznik.
Nawet nasz skrzydlaty przyjaciel (znów mamy od początku swojego orła niczym wywiadowczego drona, ale możemy też oswajać zwierzęta, które pomogą nam w walce) nie zawsze odkryje wszystkie sekrety, ale tradycyjnie pomoże w misjach. Szczególnie jeśli wybierzemy tryb bez podpowiedzi, gdzie nie mamy znaczników, tylko słowne opisy, np. na zachód od jaskini w rejonie ujścia rzeki, itp. Wtedy jesteśmy skazani na większą ilość zwiedzania i częstszą pomoc naszego skrzydlatego towarzysza. Tych, którym nie spodoba się zmiana, nie postawiono definitywnie przed faktem dokonanym. W opcjach można przełączać tryby na te z podpowiedziami i bez.
Zadania to często nie zwykłe „zabij” czy „odszukaj”, ale coś więcej, chociaż wciąż nie zdołano zapewnić niektórym z nich zadowalającego poziomu. Nieraz trafiamy na nieścisłości logiczne czy po prostu zwykłe zapchajdziury nie wnoszące nic do świata, napisane jak przez sztuczny generator albo bez żadnego polotu.
Nadal istnieją ściany złożone z wysokopoziomowych wrogów, więc zwykły wilk może nas zabić, jeśli udamy się w złe miejsce. Ale można też trafić na misję niższego poziomu rozgrywaną w miejscu z przeciwnikami o zauważalnie wyższym levelu. Ewidentne problemy podczas projektowania. No to może warto wrócić tam po kilku godzinach gry i przejść wszystko bardzo łatwo ze słabymi oponentami? Też niekoniecznie, bo poziom przeciwników skaluje się do naszej postaci, więc nigdy nie mamy tak wielkiej przewagi.
Podczas wypełniania misji warto działać sprawnie i ostrożnie, bo system łowców przeszedł zmiany i dostajemy pasek poszukiwania trochę podobny do tego z GTA. Jeśli zabijemy konkretnego łowcę, to nie zyskujemy czystego regionu. Kolejny pojawia się na miejsce zabitego, a każdy ma specyficzne cechy niczym w uproszczonej wersji systemu nemesis z gier Cień wojny i Cień Mordoru.
Wydaje się, że przesadzono z namierzaniem nas przez najemników, bo nawet pośrodku głuszy, wbijając mocno pasek poszukiwań, zaraz możemy nabawić się kilku niemilców na karku, a to denerwujące podczas wykonywania ważnego zadania.
Malownicza Grecja
Na pierwszy rzut oka teren wydaje się bardzo podobny do Egiptu w Assassin’s Creed Origins. Realnie jest może nieco mniej zróżnicowany. Brak tu ogromnych pustyń czy charakterystycznych dla Egiptu piramid, są za to starożytne grobowce, artefakty i miejsca powiązane z mitologią albo monumentalne świątynie i posągi greckich bogów. Krajobraz jest górzysty z dużą ilością skał i traw, nie ma co szukać ogromnych borów.
Oprawa została poprawiona względem poprzedniczki. Modele postaci są wykonane z jeszcze większą pieczołowitością, a widoki z wysokich punktów znów zapierają dech w piersiach. Przebudowano też mechanizm tworzenia realistycznych chmur. Chociaż trzeba przyznać, że da się zauważyć nierówny poziom pomiędzy typowymi losowymi a kluczowymi dla fabuły bohaterami. Wszystko jednak sprawia bardzo dobre wrażenie i gra wygląda po prostu wyjątkowo ładnie. Technologicznie również przedstawia się lepiej niż Origins, ale na bardzo mocne zmiany, a nie tylko pewną ewolucję, chyba będziemy musieli poczekać do kolejnej generacji konsol.
Udane RPG w starożytnej Grecji
Czy Assassin’s Creed Odyssey to duże RPG z otwartym światem? W zasadzie tak. Można przyjąć, że seria poszła w stronę RPG akcji, ale nie ustrzegła się niedociągnięć. Głównymi problemami są te związane z historią, wyborami moralnymi, ciekawymi opowieściami dla każdego poszczególnego zadania. Jest lepiej, ale ciągle dużo trzeba nadrobić.
Niektóre zmiany w mechanice mogą nie przypaść do gustu części graczy, albo są po prostu dziwne w porównaniu do trendów zauważalnych w konkurencyjnych grach. W ogólnym rozrachunku poczynione zabiegi są słuszne i ewolucja serii idzie w ciekawym kierunku pełnoprawnego RPG z otwartym światem, dlatego prawdopodobnie ponownie zyska nowych fanów.