Warhammer: Vermintide 2 – kooperacja przede wszystkim
Niedawno Valve zapowiedziało powrót do tworzenia gier. Raczej nie ma co liczyć na Left 4 Dead 3, ale niezbyt eksploatowany segment kooperacyjnych gier akcji FPP, zapoczątkowany przez Left 4 Dead, doczekał się kolejnego solidnego tytułu. To druga część Vermintide, osadzonego w świecie klasycznego Warhammera projektu studia Fatshark, czyli Warhammer: Vermintide 2.
Fabuła? Niby jakaś szczątkowa jest, ale tak jak w Left 4 Dead, którym inspirowali się twórcy, nie jest jakąś ważną osią rozgrywki, ani też nie zajmuje w niej wiele miejsca. Ot, kontynuacja walki ze Skavenami (dla niewtajemniczonych, w świcie Warhammera szczuropodobna wroga rasa), którzy teraz dzięki otwartemu przez siebie portalowi mają za sojuszników siły chaosu. Ważniejsze jest to, że na początku jednej z kilkunastu misji dostajemy wytyczne co do spełnienia zadania (chociaż i tak chodzi po prostu o rzeź kolejnych przeciwników i przebijanie się coraz dalej). Grupa śmiałków składa się z 4 graczy (wliczając nas samych). Najlepiej zaprosić znajomych, choć oczywiście da się grać także z losowymi graczami czy bootami.
Pocieszne szczurki
Przeciwników napotykamy przemierzając lasy, miasta, obszary wojskowe czy też pola. W większości dominują szarobure barwy i ciężkawy klimat. Głównym mięsem armatnim są niewielkie szczury i podstawowi wojownicy chaosu, ale nie brakuje też przeciwników specjalnych, bossów czy minibossów. Od małych po naprawdę dużych, umięśnionych i opancerzonych. Do wyboru do koloru. Wzorem Left 4 Dead z niektórych opresji, spowodowanych przez specjalnych wrogów, mogą nas wybawić tylko towarzysze broni.
I tutaj dochodzimy do trybu kooperacji. Jeśli inni gracze będą w porządku podchodzić do rozgrywki i grać drużynowo, to będziemy bawić się świetnie, w innym przypadku chyba lepiej grać z bootami. Ciężko jest nie denerwować się, kiedy jeden ze współtowarzyszy pruje naprzód daleko od reszty i nie pomaga w newralgicznych momentach, nie dzieli się uzdrawiającymi przedmiotami ze swoich zapasów czy sam potrzebuje pomocy będąc poza zasięgiem drużyny. Zresztą długo tak nie pociągnie, bo bez wsparcia kompanów pierwszy mocny przeciwnik najpewniej zaraz go ukatrupi. Nawet na nie tak wysokim poziomie trudności podstawą jest wspólne działanie. Szczególnie na początku gry, kiedy jest ciężej, gdyż nie mamy jeszcze dobrego wyposażenia.
Odrobina RPG
Wybieramy spośród pięciu postaci i ich trzech ścieżek rozwoju. Mamy do dyspozycji między innymi rycerza, który może być najemnikiem, piechurem czy myśliwym. Z kolei krasnoluda możemy uczynić zabójcą, zwiadowcą lub żelaznym rębaczem. Jest też miejsce dla zwinnej elfki, maga i skrytobójczyni.
Każdy ma swoje zdolności i uzbrojenie. Świetne są na przykład bronie dystansowe jednej ze specjalizacji krasnoluda, bo nie wymagają amunicji, a jedynie odczekania pewnego czasu do ochłonięcia. Co ciekawe, inna ścieżka krasnoluda, chyba jako jedyna profesja w grze, jest pozbawiona broni dystansowej. Umiejętności postaci dzielą się na aktywne i pasywne. Oczywiście możemy je też ulepszać, dzięki czemu dana aktywna umiejętność będzie szybciej się regenerować lub da większe obrażenie wrogim jednostkom.
Wraz z kolejnymi poziomami odblokowujemy dostęp do kolejnych ścieżek ogrywanych bohaterów, a w nagrodę po zakończonej misji dostajemy wyposażenie, które jest bardzo ważne w kontekście rozgrywki. Kiepski ekwipunek na początku gry daje się bowiem odczuć zwiększonym poziomem trudności w gameplayu. Możemy też ulepszać posiadany przez nas rynsztunek. Przedmiotów jest bardzo dużo (np. rozsiane po planszach apteczki, amunicja, bomby), każdy z nich ma specjalne cechy, tym lepsze im rzadziej występuje dany przedmiot.
Hack’n’slash
Główną osią krwistej, przepełnionej odciętymi kończynami i zmiażdżonymi czaszkami wrogów zabawy jest walka. Pospolici przeciwnicy nie stanowią dużego problemu, ale najczęściej spotyka się ich w grupach, a to już trudniejszy przypadek. Wielu większych oponentów jest opancerzonych i najpierw trzeba zastosować naładowany potężniejszy cios, żeby w ogóle móc myśleć o przebiciu pancerza albo chociaż zachodzeniu przeciwnika od tyłu. W przeciwnym razie można naparzać się do woli, a pasek zdrowia niemilca wcale nie będzie maleć.
Ważne są również taktyki walki drużynowej. Odporna na obrażenia postać skupia na sobie uwagę przeciwników, a inni członkowie drużyny sukcesywnie wybijają ich od tyłu. Albo ktoś bierze na siebie pilnowanie węższego przejścia, a postaci dobre w walce dystansowej prują do oponentów zza pleców strzegących przesmyku. Każdy wojownik ma inne umiejętności i sprawdza się z nim inna taktyka walki, ale trzeba na nią patrzeć przez pryzmat grupy, a nie solowego spuszczania manta szczurom i siłom chaosu. Kluczowa jest też pomoc powalonym kompanom z drużyny i racjonalne zarządzanie przedmiotami leczącymi, bo jest ich niewiele. Przy tej okazji warto wspomnieć o ciekawej pasywnej umiejętności elfki, jaką jest zdolność regeneracji. Warto wykorzystywać wszelkie dostępne formy przetrwania, gdyż ewentualna porażka boli i to mocno. Ogromną bolączką Warhammera: Vermintide 2 jest bowiem brak checkpointów i w razie przegranej cała misja idzie do powtórki. Pewnym urozmaiceniem jest możliwość zdobycia specjalnych przedmiotów, które albo zabierają jeden slot wyposażenia, który można użyć na miksturę leczącą, albo zmniejszają o 30% poziom zdrowia bohatera. Za to dają profity w postaci lepszych nagród za wykonaną z powodzeniem misję.
Kontynuacja lepsza niż The End of Times
Pierwsza część Vermintide dodała do formuły opartej na mechanikach podobnych do serii Left 4 Dead coś od siebie, a przede wszystkim świat Warhammera. Krzywdzące byłoby nazywanie Vermintide klonem Left 4 Dead w uniwersum Warhammera i takie sformułowanie nie padło ani razu w recenzji, ale należałoby w końcu jakoś jednoznacznie wyodrębnić ten podgatunek gier. Może kooperacyjne czteroosobowe gry akcji FPP z hordami przeciwników? To zbyt długa nazwa. Ale kiedyś wszystkie strzelanki pierwszoosobowe były nazywane grami doomopodobnymi, a teraz to po prostu gatunek FPS i nikt nie mówi o kopiowaniu Dooma. Z tym że strzelanek jest więcej, a tego typu gier nie tak znowu dużo.
Nie mniej Warhammer: Vermintide 2 to bardzo solidna pozycja w swoim gatunku i fani Left 4 Dead czy uniwersum Warhammera lub po prostu kooperacyjnej zabawy powinni sięgnąć po tą pozycję. Tym bardziej, że jak na nową grę jest bardzo tania. W wersji elektronicznej jej cena plasuje się poniżej 100 zł. Sprzedaż idzie świetnie, o wiele lepiej niż części pierwszej, więc nie można narzekać na brak innych graczy gotowych do starcia online. Czyżby czekał nas renesans elektronicznego wydania uniwersum Warhammer?